Mały Francuz uczy się z podręcznika historii o “polskich
obozach”, mały Niemiec przeczyta co najwyżej dwa zdania o Powstaniu
Warszawskim. Dzieci białoruskie widzą w nas wrogów
Czego o historii Polski dowiadują się uczniowie w szkołach za
granicą? Prawie niczego. Nasze dzieje w ich podręcznikach są pomijane
lub minimalizowane. Rzetelność nie jest regułą, a skrajnym przypadkiem
instrumentalnego wykorzystania podręczników pozostaje Białoruś.
Jak podkreśla prof. Adam Suchoński, z aktualnych badań wynika, że
obraz przeszłości wyniesiony z pierwszych lat edukacji przekłada się na
postrzeganie krajów i wspólnot narodowych. Podręcznik pozostaje zaś
głównym środkiem służącym nauczaniu historii. Dotąd to raczej polscy
badacze weryfikowali zawartość podręczników innych państw. Stąd pomysł,
aby oceny dokonali zagraniczni badacze. Efekt prac został zaprezentowany
podczas sesji “Dzieje Polski w zagranicznych podręcznikach do nauczania
historii”, odbywającej się w ramach II Kongresu Zagranicznych Badaczy
Dziejów Polski w Krakowie.
Według Ewy Anklam, która dokonała analizy dwudziestu aktualnie
obowiązujących niemieckich podręczników szkolnych pod kątem treści
dotyczących najważniejszych wydarzeń z dziejów Polski, uczeń zza Odry o
naszych dziejach wie niewiele. Jak się okazuje, wzmianka o rozbiorach
znalazła się tylko w czterech podręcznikach, przy czym w dwóch z nich ma
objętość jednego zdania. Zaledwie jeden podręcznik traktował o tym
wydarzeniu szerzej, ukazując np. skutki kulturowe. Z kolei Powstanie
Warszawskie jest wzmiankowane w co drugim podręczniku, a kwantum wiedzy o
nim zawiera się zazwyczaj w 2-3 zdaniach. Tu dominuje informacja, że w
trzecim dniu powstania oddziały niemieckie wymordowały 15 tys. ludności
cywilnej. Nigdzie nie ma informacji, że było prawie 200 tys. ofiar. Z
kolei kwestia wysiedleń po II wojnie światowej koncentruje się na
problemach obywateli Niemiec. Za to modelowo zostały opracowane stosunki
polsko-krzyżackie, bo podręczniki ujmują zarówno polski, jak i
niemiecki punkt widzenia, bez “zbędnych” komentarzy.
- Zasadniczo poziom informacji na temat Polski jest minimalny. To
m.in. rezultat cięć programowych, ale analiza pokazuje, że wątki
dotykające stosunków polsko-niemieckich umieszcza się w kontekście
szerszym, europejskim – zaznaczyła Anklam.
To wynik zmian, jakie wprowadzono nie tylko w Niemczech, ale i we
Francji oraz Wielkiej Brytanii, gdy okazało się, że na skutek
“wypierania wątków narodowych” obywatele “czują więź ze swoim regionem i
Europą”. Postanowiono wówczas maksymalnie eksponować własne dzieje
kosztem dziejów powszechnych. W dziejach Rosji np. polecono stosować
zasadę, aby promować to, co pomaga w eksponowaniu wielkości kraju.
- Parlament francuski podjął uchwałę, że teraz trzeba przekonywać
Europejczyków, iż dzieje Francji są syntezą historii Europy. Parlament
włoski podjął uchwałę, w której mówi: musimy Europejczykom tłumaczyć, że
współczesna kultura Europy to synteza kultury starożytnej Grecji i
Rzymu. Ta presja musiała się odbić na programach nauczania i
podręcznikach szkolnych – zauważył Suchoński.
Stalin pacyfista, Polak antysemita
Jeszcze mniej o Polsce wie Francuz. Choć nasz kraj na tle innych
krajów Europy Wschodniej, które w ogóle nie istnieją w świadomości
młodych, jest tam względnie znany. W podręcznikach zauważalny jest
jednak mocny wpływ ideologii komunistycznej. Stąd też ocena historyczna
dziejów m.in. Polski jest ukazywana poprzez dość specyficzny filtr. Co
ciekawe, we francuskich szkołach można obecnie znaleźć portret Stalina.
Bo stalinizm jest kontrastowany ze zbrodniczym, ekspansywnym nazizmem i
ukazywany nawet jako pacyfistyczny (!). O wojnie polsko-bolszewickiej
jeśli już jest mowa, to tylko w kontekście agresji Polski i konieczności
obrony ze strony bolszewików. Nietrudno też uczniom przeczytać, że to w
Polsce był faszyzm, a Katyń czy Powstanie Warszawskie właściwie nie
istnieją. Dla Francuzów II wojna światowa zasadniczo zaczyna się w 1941
roku, a data 17 września 1939 roku nie jest w ogóle odnotowywana.
Podręczniki traktują za to o eksterminacji Żydów, ale mowa w nich o
polskich, a nie niemieckich obozach (potem dziennikarze powielają to,
czego nauczyli się w szkole). Francuzi niewiele wiedzą też o czasach
“Solidarności”. Podręczniki zamieszczają nawet karykaturę
“Solidarności”, co ciekawe – z końca lat 70.! Za to bohaterem czasów bez
wątpienia należących do “Solidarności” nie jest Jan Paweł II czy Anna
Walentynowicz, ani nawet Lech Wałęsa, ale… Michaił Gorbaczow. –
Prezentacja dziejów Polski jest nieuczciwa, a przyszłość niepokoi. Bo
nowe programy zupełnie nie wspominają o tym, czym był komunizm. Obrany
model edukacji historycznej powoduje, że Francuz nie lubi Polaków i
postrzega ich jako antysemitów – ocenił Pierre-Etienne Penot. Jak dodał,
faktem jest, że w podręcznikach mało mówi się o Polsce, ale niewiele
jest też w nich historii Francji, a króluje kolonializm.
Na usługach polityków
Jeszcze gorzej rzecz się ma z edukacją historyczną na Białorusi,
gdzie panuje wymuszona politycznie konwencja, że wszystko, co na
Białorusi, jest białoruskie, a oddziaływanie Polski na ten kraj ma
wyłącznie negatywne skutki. Podręczniki nie są środkiem konsolidacji
nacji, ale pogłębiają rozłam, dominuje polityka resowietyzacji. Dość
zaznaczyć, że ostatnie sfałszowane wybory prezydenckie są ukazywane w
świeżo wydanej książce dla maturzystów jako działania konieczne w
obliczu zamachu stanu, za którym stały Polska i Niemcy. To dlatego w
grudniu 2010 roku rzekomo doszło w Mińsku do brutalnego rozpędzenia
protestujących. W ocenie Tadeusza Gawina, białoruskie podręczniki,
niestety, pozostają w służbie reżimowi. I wyraźnie widać to w kształcie
tych książek, które po dojściu do władzy Alaksandra Łukaszenki zostały
mocno dostosowane do panujących realiów. Co ciekawe, doszło nawet do
sytuacji, że nową, reżimową wersję historii pisali ci sami historycy,
którzy na początku lat 90. opisywali te same fakty w oderwaniu od
narracji sowieckiej.
Na Litwie udaje się wprowadzać w podręcznikach pewne zmiany łagodzące
poglądy na stosunki Polski i Litwy. Zdaniem Rimantasa Miknysa
(Litwina), istnieje tendencja do obiektywnej oceny historii obu narodów,
a spotykana wcześniej polonofobia jest w odwrocie. Jak dowodził,
wcześniej pisano np. o “zbrodniczej Armii Krajowej”, która dziś jest
opisywana już jako siła walcząca o Polskę. Jednak w litewskich
podręcznikach brakuje informacji o fenomenie Polskiego Państwa
Podziemnego. Skądinąd wiadomo, że mali Litwini nadal czytają o “polskiej
okupacji Wilna” w okresie międzywojennym, w którym ludność litewska
stanowiła około 2 proc. mieszkańców dzisiejszej stolicy tego państwa.
Wspólna historia możliwa
Zupełnie inaczej Polska postrzegana jest w czeskich szkołach. Tam
programy nauczania często wspominają o naszym kraju, począwszy od
założenia państwa polskiego. Co istotne, nawet aspekty najnowszej
historii przedkładane są z dużym wyczuciem. W ocenie Frantis˙ka C˙apka i
Jaroslava Vaculíka, dzieje Polski prezentowane są w podręcznikach
poprawnie i na miarę możliwości programu nauczania. – Zwraca się uwagę
na ważne wydarzenia z dziejów Polski i na najważniejsze postaci.
Przełamywane są negatywne stereotypy na temat Polaków powstałe z
uogólnień zachowań jednostek lub grup etnicznych. Obiektywnie ukazywane
są też kwestie konfliktowe (jak sprawa Zaolzia czy wydarzeń z 1968
roku). Przeważa rzeczowa i neutralna narracja – ocenili czescy naukowcy.
Marcin Austyn
Za: Nasz Dziennik, Sobota-Niedziela, 15-16 września 2012, Nr 216 (4451)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz